Tuesday 21 August 2012

Najpiękniejsze dziecko świata

No i stało się. Jestem jedną z tych mam, które nie potrafią przestać zachwycać się własnym dzieckiem. Ciągle mogłabym rozmawiać o Helence, opowiadać co zrobiła, jak się śmiała, jak spała, jak płakała, jak się bawiła, jak się skasztaniła ... i tak bez końca ... neverending story ... Niesamowite ile można powiedzieć o jednym ząbku, jak rozczula widok malucha siedzącego na otwartej klapie zmywarki:-) albo jak bardzo boli każdy guz nabity na czółku mojego ciekawskiego szkraba. A przyjemność z prowadzenia dialogu sylabowego i interpretowanie każdego spojrzenia, miny i uśmiechu - bezmierna! No i te tańce, czyli arytmiczne przykucanie w przygarbionej pozycji na szeroko rozstawionych nóżkach .... hahahahaha - uwielbiam! 

Jednak najbardziej chyba rozczula mnie śliczność mojej córeczki, ten jeden malutki loczek zwijający się nad uszkiem i te oczka bystre niebieskie, i usteczka doskonałe, uśmiech powalający i policzulki pulchniutkie ... achom i ochom końca brak ... Przyznaję się, zwariowałam.

Jest takie świetne chińskie powiedzenie: "na świecie jest tylko jedno najpiękniejsze dziecko, i każda mama je ma". Ja mam!

A na dowód parę fotek zrobionych w upalnym październiku 2011. Lato w jesień, jesień w lecie, dziwnie tu się wszystko plecie ...








Jedna z ulubionych zabawek Helenki.

Ulubione danie: szynka tak po prostu.

Niezbędniki Helenki!

Przymiarka czapeczki na zimę.

Helenka pomaga mamie:-)

Prezentacja uzębienia. Dość okrąglutkie te ząbki górne ...

Helenka Irenka

Mamie pisanie ostatnio nie idzie, a niedobrze, bo pamięć choć dobra to jednak krótka:-) Czasami kiedy nasze dziecko robi coś wyjątkowego, myślimy, że będziemy to pamiętać zawsze, że kiedyś tam gdzieś to uwiecznimy, żeby mała miała pamiątkę albo ubaw czytając opowieści na swój temat. I guzik, tak się nie dzieje, bo mając małe dziecko czas bardzo szybko płynie, a każdy dzień przynosi niespodziankę, coś nowego super fajowego. Na szczęście mamy mnóstwo zdjęć, które przypominają o dokonaniach, psotach i przełomowych momentach naszych małych inspiracji. Oglądając je wspominamy ze szczerym uśmiechem, a nawet z łezką w oku ...

9 kilo i prawie 70 cm wzrostu pozwalają już Helence samej wstawać na nogi i tak stać bez trzymanki. Wygląda to uroczo, rączki zawsze wyciągnięte przed siebie, nóżki ugięte, kuperek lekko wypięty i uśmiech od ucha do ucha. Wyobrażam sobie jaka musi być z siebie dumna, że już to potrafi: stać prawie jak duży człowiek. Ale rodzice są sto razy bardziej dumni i przeszczęśliwi, że taka mała istotka tak fajnie sobie radzi, odkrywając świat i swoje możliwości. Nie zniechęca jej nawet bolesny bilans dokonanych odkryć. Tu stuk, tam puk, siniak, guz i morze łez:-) Wycieczka do szpitala późnym wieczorem to też przecież atrakcja,  alternatywa - do łóżka spać - nuuuuuuuuudy....

Odkąd Helenka umie piorunkiem raczkować i się wspinać, my rodzice nauczyliśmy się, że spuszczenie jej z oka to pewne babach, coś wywalone, gdzieś wysypane, tu odłączone tam rozwalone - istna Irenka - nasz osobisty huragan domowy:-) A huragany mają już to do siebie, że robią ... bajzel, i choć marzy mi się wysprzątane mieszkanie to przyjemność z tej czystości słabo ma się do radości wynikającej z helenkowego eksplorowania, i naszego jej obserwowania!

Kiedy Helenka bawiła się tą walizką mówiliśmy na nią "Pani Magister"

Późnowrześniowe słoneczko zapraszało na popołudnie do parku

A kiedy mama nie patrzyła ... umazałam się węglem:-)


Ten guz był wielkości kurzego jajka poprzedniego dnia! Myślałam, że Helence czoło pęknie ... Nabiła go kiedy na dwie sekundy spuściłam ją z oka. Wspinała się po metalowej nodze od stolika i rączki jej się osunęły. Od tamtej pory nogi od stołu zostały owinięte grubą gąbką:-)

A ten siniak na policzku to już nawet nie pamiętam skąd się wziął ...

 Przed imprezką urodzinawą Emila


A kuku mamusiu!