Monday, 11 March 2013

Pucu pucu chlastu chlastu ...

Kiedyś przedświąteczne szaleństwo bardzo mi się udzielało i nawet chętnie brałam w nim udział. To sumienne sprzątanie jakby dom nigdy wcześniej nie był sprzątany, zakupy na całe święta i jeszcze na wszelki wypadek, prezenty dokupowane w ostatniej chwili, "religijne" gotowanie i stres, bo nie ma komu ubrać choinki - ja zazwyczaj nie miałam czasu na tę formę relaksacji. Potem w Wigilię wieczorem padaliśmy umęczeni na kanapie i licytowaliśmy się się kto jest bardziej urobiony jakby ten, kto zmęczył się gorzej miał w rzeczywistości lepiej.  To właśnie mam na myśli kiedy mówię o przedświątecznym szaleństwie.

Skończyłam z tym, zerwałam jak z niezdrowym nałogiem, a natchnienie do przewartościowania przedświątecznych obrządków dała mi Helenka. Urodziła się i olśniła matkę. Dlatego, przed świętami BN 2011 - notabene spędzonymi rodzinnie w Polsce - pojechaliśmy najpierw na "wycieczkę" do Krakowa, Katowic i do Warszawy, a potem do Białegostoku. Helenka miała roczek, i choć jazdy było sporo to muszę przyznać, że zadziwiająco dobrze zniosła tę podróż. W Krakowie spotkała się z dawno niewidzianą koleżanką Ewą, zjadła śniadanie z Diablo Włodarczykiem - musicie uwierzyć mi na słowo:-(, zwiedziła centrum Katowic, "posprzątała" apartament Karola Szymanowskiego i odświeżyła kontakty z wujkami i ciociami z Warszawy:-) Wybrałyśmy się również na szoping do Złotych Tarasów, ale chodzenie na skórzanym pasku nie bardzo Helence się podobało. Ludzie oglądali się i robili zdjęcia, jakby nie wiedzieli, że takie proste wynalazki istnieją... swoją drogą, taka dzieciowa smycz powinna być na podorędziu każdej mamy mobilnego szkraba.

Wracając do tematu sprzątania ... wydaje mi się, że Helenka jest w tym względzie obciążona genetycznie (a genodawców - prócz mamuni - znajdzie się w rodzinnych szeregach kilkoro) bo nagle, nie wiadomo skąd, zapałała miłością do wilgotnej szmaty i wszystko namiętnie przeciera: na przemian stoły, kanapy, półki, nosek, podłogę i na koniec buzię ... A jak się dorwie do wilgotnych chustek to nie spocznie póki nie opróżni całego opakowania:-) To też  apropos tego "sprzątania u Szymanowskiego", którego dawny hotelowy apartament prawie sto lat później Helenka postanowiła wypucować:-) Teraz tak sobie myślę, że jej poczucie estetyki jest wyższe niż moje, skoro nawet lśniące wnętrza - w jej rozumieniu - są do poprawki ...

Mikołajki w żłobku. Tenże tutaj, chociaż bardziej przypomina długo niegolonego papieża, był szczodry jak na Mikołaja przystało, ale Helenki do siebie nie przekonał. Swoim wrzaskiem i płaczem dała mu do zrozumienia, żeby wracał skąd przyszedł:-)


Naturalnie, prezenty miał zostawić!

Drzemka na krakowskim rynku

Gdzie jest dziś taki strzelec jak szlachcic Żegota,
Co kulą z pistoletu w biegu trafiał kota?
(Helenka od "Pana Tadeusza" nie ucieknie:-)

Krakowianki na koniku. Helenka i Ewa.


Przejażdżka po krakowsku:-)


Podłoga wypucowana aż lśni!


Big city life (Katowice rulez)

Miasto może niezbyt piękne, ale na pewno wyjątkowe:-)

Wigilia na Sokolej (W stosie prezentów Helenka znalazła różowy telefon komórkowy, z którym nie rozstawała się przez dłuuuuuuugi czas.


Na przyjęciu w Supraślu (Helenka i Fifi - Filipek)

DO DO czyli LULU

Zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz




No comments:

Post a Comment